sobota, 7 marca 2020

Łańcuszki szczęścia, które mi pasują.

Byłam z moim zakontraktowanym w restauracji, właściwie takiej śniadaniowni. 
Mojemu zachciało się iść do toalety, a tam przy drzwiach automat, który dopiero po wrzuceniu 50 centów otwiera drzwi. W sumie nie wiem czy to jest ok jeśli klienci spożywają na miejscu i każe im się za kibel płacić. Powinni jakieś darmowe żetony raczej wydawać przy kasie, jeśli nie chcą całej ulicy korzystajacej.To jakieś nowe zmiany, bo wcześniej tego tam nie było. Szukamy drobnych, a wyprzedza nas wcześniej jedna dama, która otwierając drzwi machnęła na nas konspiracyjnie by mąż wszedł z nią.
Po jakimś czasie jak już skończyliśmy jeść stwierdziłam, ze lepiej będzie jak ja tez skorzystam z wuceta. Z wynalezionymi drobniakami szoruje do automatu, otwieram drzwi , a za mną dwie kobiety chcą tez automat obsłużyć.. Ukradkiem skinęłam na nie i weszły ze mną.

Na parkingu trzeba było zapłacić w parkometrze. W kieszeni wygrzebałam 1 euro, wkładam kwit w maszynę, a tam wyskakuje 1,50 euro. Zniechęcona tym, ze muszę wygrzebywać portfel z torby pomyślałam sobie: może ktoś reszty nie odebrał. Zerkam w maszynę, a tam sobie 50 centów leży.

Takie łańcuszki szczęścia to ja lubię.

4 komentarze:

  1. Wędrówki po kuchni25 marca 2020 13:58

    No proszę, to był chyba bardzo szczęśliwy dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie szczęśliwy dzień :) takie drobnostki a cieszą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to mówią: karma wraca!

    OdpowiedzUsuń