Od rańca poszłam do roboty i tam w
dwie godziny zapitalania zrobiłam 3,5 km (z obciążeniem
wykonywanych ruchów powinno liczyć się podwójnie). Zanim dotarłam
do domu z zakupami to było już ponad 4 km.
A dlaczego czepiam się słoneczka? Bo
wracałam z pracy z migrena i tak sobie pomyślałam, ze chyba jakiś
śnieg się szykuje, bo to nie normalne, żeby mnie tak łeb
napitalał, a i jakoś nieprzyjemnie chłodem wiało bardziej niż
wczoraj.
Po dwunastej zrobiło się ciemno
totalnie i zaczęła się wichura z zamarzniętym śniegu-gradem i do
tego burza.
Przynajmniej migrena minęła. Tego
dnia dwa razy była taka akcja.
Musze przyznać, ze kiedy ległam na
godzinkę, aby odpocząć, bo trochę mięśnie bolały, to później
nie mogłam kroku zrobić i się wyprostować. Normalnie
osiemdziesięcioletnia babka.
Dzień zamykam 6 km, tj. 8 750 kroków.
Jak na takie warunki nie jest źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz