środa, 26 lutego 2020

No to się Słoneczko zemściło dzisiaj.

Od rańca poszłam do roboty i tam w dwie godziny zapitalania zrobiłam 3,5 km (z obciążeniem wykonywanych ruchów powinno liczyć się podwójnie). Zanim dotarłam do domu z zakupami to było już ponad 4 km.
A dlaczego czepiam się słoneczka? Bo wracałam z pracy z migrena i tak sobie pomyślałam, ze chyba jakiś śnieg się szykuje, bo to nie normalne, żeby mnie tak łeb napitalał, a i jakoś nieprzyjemnie chłodem wiało bardziej niż wczoraj.
Po dwunastej zrobiło się ciemno totalnie i zaczęła się wichura z zamarzniętym śniegu-gradem i do tego burza.
Przynajmniej migrena minęła. Tego dnia dwa razy była taka akcja.
Musze przyznać, ze kiedy ległam na godzinkę, aby odpocząć, bo trochę mięśnie bolały, to później nie mogłam kroku zrobić i się wyprostować. Normalnie osiemdziesięcioletnia babka.

Dzień zamykam 6 km, tj. 8 750 kroków. 

Jak na takie warunki nie jest źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz